Friday, March 23, 2012

Craftsmanship nie dla wszystkich?

Big szacun dla tych, co wrzucają po 2 posty dziennie. Ja opierałem się wyrzutom sumienia aż do tej pory. Chyba właśnie regularność i rytm są tu kluczowymi rzeczami. Wiele razy przychodził mi pomysł na wpis, ale odkładałem na później. Pomysł tracił na wyrazistości, blakł, aż całkiem zupełnie znikał. No nic, pożyjemy zobaczymy.

Nawiedziło mnie następujące przemyślenie czy Craftsmanship jest dla wszystkich? Jeśli mówimy o ciągłym doskonaleniu warsztatu to jak najbardziej. Jako myśli filozoficzna i reguła życia zawodowego jest warta rzetelnego praktykowania. Zmieńmy jednak punkt widzenia i wejdźmy w buty szefa działu developmentu.

Ilu minimalnie czarodziei potrzebuję?

Umiejętności kosztują. W doświadczonego osobnika, który ma wysoko rozwinięte cechy pożądane u adepta Craftmanship
trzeba dużo zainwestować. Zupełnie naturalnie przychodzi do głowy pytanie, czy wszyscy programiści muszą być świetni.
Z całą odpowiedzialnością muszę powiedzieć, że nie. Tu niestety rządzi ekonomia. No i rozkłady statystyczne. Jeżeli na dwudziestu programistów przypada jeden czarodziej, który będzie strzegł ładu i składu w architekturze, to zespół spokojnie da sobie radę. Jeszcze raz bez ogródek: nie wszyscy programiści są tyle samo warci, nie we wszystkich warto w równym stopniu inwestować, można zadowolić się określoną liczbą ludzi przeciętnych albo nawet słabych i ile tylko będą potrafili napisać to, co im się każe. Jeśli w kilkusetosobowym dziale uda się zebrać powiedzmy 6-8 osobowy dream team, który wymyśli superrozwiązanie każdego problemu, to reszta tłumu może spokojnie robić swoje.

Jak uniezależnić się od kodera?

Kiedyś przy jakieś okazji powiedziałem "nie da się programisty zastąpić skończoną liczbą studentów; to tak jakby prezesa chcieć zastąpić skończoną liczba konsultantów". Trzeba uściślić tę opinię "nie każdego programistę można zastąpić skończoną ilością studentów". Tych pojedynczych najlepszych pewnie nie, ale znakomitą większość jak najbardziej. Potrzeba tylko, aby niezastąpieni tworzyli takie architektury, przygotowywali takie półprodukty, takie frameworki, w których nie trzeba za wiele myśleć, wystarczy kodować. W ten sposób można już traktować większość programistów jako wymienny zasób. Doprowadzenie do tej sytuacji to kwestia odpowiedniej strategii, czasu i pieniędzy.

Bezpańscy czeladnicy

Trzymajmy się dalej tej perspektywy. Za Craftmanship idzie zapomniany już niestety model Mistrz-Czeladnik. Uczeń szukał swojego mistrza, u boku którego praktykował. Myślę, że wielu programistów nie ma od kogo się uczyć. Albo nie spotykają na swojej drodze wystarczająco kompetentnych i cierpliwych mistrzów albo wtłoczeni w rolę wymiennego kodera, włóczą się od firmy do firmy. Tacy właśnie bezpańscy czeladnicy. Zdobędą trochę doświadczenia to tu to tam na własnych błędach, nie mając nikogo u boku kogo wskazał by im kierunki rozwoju i doradził.

No, na czarno dzisiaj trochę. Ale tak mnie dopadło:)

4 comments:

  1. No jak na 20 studentów będzie przypadał tylko jeden konkretny programista to aby wypalił model "Mistrz-Czeladnik" nasz programista musiałby kupić żonie kolekcję wibratorów bo w domu może będzie raz na miesiąc ;)

    A może zamiast 1 programisty i 20 "wymiennych zasobów" poeksperymentować z grupą : 3 porządnie opłacanych zaawansowanych programistów i 3 juniorów? Wydaje mi się, że da to lepsze efekty niż pseudozarządzalny projekt oparty o excela i zasoby info-biedronkowe.

    pzdr

    ReplyDelete
  2. Coś w tym wszystkim jest. Jednak stosunek 1/20 jest zbyt optymistyczny. 1/5 wydaje mi się bardziej realistyczny.
    Tak na marginesie. Student to bardziej terminator niż czeladnik. ;-)

    ReplyDelete
  3. Nie ma co czekac az mysl zblaknie wiec pisze w trybie immutable.
    No post jest swietny! Odbieram go jako taka zajawek, zachete do dalszej dyskusji. Poruszyl mnie emocjonalnie, zaraz od czego zaczac... jak to wyrazic. Uspokoj sie, oddychaj, 1,2,3,..10 ok jedziemy z tym koksem.

    Swiat zewnetrzny:
    Wokol nas wielkie fabryki software'owe, nastawione na masowa produkcje. Gigabajty kodu plyna wielkimi kanalami. Gdzies tam miedzy tymi fabrykami mala chatka, w ktorej rzemieslicy dopieszczaja swoj produkt. Dbaja o szczegoly, spuszczaja sie nad czym tylko mozna. Dobrze, ze jeszcze ktos chce cos takiego kupowac bo inaczej musieliby pojsc do fybryki pracowac przy tasmie. Czasem przychodz do nich klepcze z fabryki dowiedziec sie czegos na temat jakosci. Czasem fabryka bierze ich do kontroli jakosci i prowadzenia zespolu klepaczy. Produkt ma zaplanowane zuzycie, zaplanowana awaryjnosc. Przeciez musi byc praca dla dzialu urzymania i wsparcia uzytkownika. Ludzie musza miec mozliwosc zarabiania na chleb.

    Swiat wewnetrzny:
    Oto ja, mam dwie rece, glowe i serce. Mam swoje marzenia, obawy, kompleksy, nawyki. Jestem wielkim systemem dostajacym na wejsciu stan obecny rzeczywistosci i zwracajacy stan zgodny z moim jej wyobrazeniem. Wszystko bardzo subiektywne, bardzo moje. I podobnie jak w przyrodzie gdzie jesli cos nie rosnie to znaczy, ze umarlo tak i u mnie - rozwijam sie wiec wciaz zyje. Rozwijam sie swiadomie, bo moge, bo tego chce, bo to takie naturalne. I choc codziennie 7 razy updam to tez 7 razy wstaje, czesto z pomoca innego czlowieka. I wiem, ze tak juz bedzie zawsze. Moj mistrz jest jeszcze rozproszony, po konferencjach, warsztatach, blogach, repozytoriach, projektach, wspolnych rozmowach. Licze, ze sie jednak zmaterializuje.
    (jakies mysli) ostyglem....
    Na koniec polecam http://ofps.oreilly.com/titles/9780596518387/ W "Introduction" jest swietna historia pewnego Dave'a.

    ReplyDelete
  4. Generalnie genijalny post. Sam często czuje się jak 'bezpański czeladnik', chodź chęć samodoskonalenia i głód wiedzy(i tony czytania) wykształtował we mnie własne bespraktis :) rzemiosła. Droga błedów i wniosków. Niestety nie trafiłem na osobę 'Mistrza'. Często sam miałem role 'Mistrza', chodź sam nie czułem sie kompetentny.

    ReplyDelete