Nawiedziło mnie następujące przemyślenie czy Craftsmanship jest dla wszystkich? Jeśli mówimy o ciągłym doskonaleniu warsztatu to jak najbardziej. Jako myśli filozoficzna i reguła życia zawodowego jest warta rzetelnego praktykowania. Zmieńmy jednak punkt widzenia i wejdźmy w buty szefa działu developmentu.
Ilu minimalnie czarodziei potrzebuję?
Umiejętności kosztują. W doświadczonego osobnika, który ma wysoko rozwinięte cechy pożądane u adepta Craftmanshiptrzeba dużo zainwestować. Zupełnie naturalnie przychodzi do głowy pytanie, czy wszyscy programiści muszą być świetni.
Z całą odpowiedzialnością muszę powiedzieć, że nie. Tu niestety rządzi ekonomia. No i rozkłady statystyczne. Jeżeli na dwudziestu programistów przypada jeden czarodziej, który będzie strzegł ładu i składu w architekturze, to zespół spokojnie da sobie radę. Jeszcze raz bez ogródek: nie wszyscy programiści są tyle samo warci, nie we wszystkich warto w równym stopniu inwestować, można zadowolić się określoną liczbą ludzi przeciętnych albo nawet słabych i ile tylko będą potrafili napisać to, co im się każe. Jeśli w kilkusetosobowym dziale uda się zebrać powiedzmy 6-8 osobowy dream team, który wymyśli superrozwiązanie każdego problemu, to reszta tłumu może spokojnie robić swoje.
Jak uniezależnić się od kodera?
Kiedyś przy jakieś okazji powiedziałem "nie da się programisty zastąpić skończoną liczbą studentów; to tak jakby prezesa chcieć zastąpić skończoną liczba konsultantów". Trzeba uściślić tę opinię "nie każdego programistę można zastąpić skończoną ilością studentów". Tych pojedynczych najlepszych pewnie nie, ale znakomitą większość jak najbardziej. Potrzeba tylko, aby niezastąpieni tworzyli takie architektury, przygotowywali takie półprodukty, takie frameworki, w których nie trzeba za wiele myśleć, wystarczy kodować. W ten sposób można już traktować większość programistów jako wymienny zasób. Doprowadzenie do tej sytuacji to kwestia odpowiedniej strategii, czasu i pieniędzy.Bezpańscy czeladnicy
Trzymajmy się dalej tej perspektywy. Za Craftmanship idzie zapomniany już niestety model Mistrz-Czeladnik. Uczeń szukał swojego mistrza, u boku którego praktykował. Myślę, że wielu programistów nie ma od kogo się uczyć. Albo nie spotykają na swojej drodze wystarczająco kompetentnych i cierpliwych mistrzów albo wtłoczeni w rolę wymiennego kodera, włóczą się od firmy do firmy. Tacy właśnie bezpańscy czeladnicy. Zdobędą trochę doświadczenia to tu to tam na własnych błędach, nie mając nikogo u boku kogo wskazał by im kierunki rozwoju i doradził.No, na czarno dzisiaj trochę. Ale tak mnie dopadło:)